Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12
|
13
|
14 |
15 |
16 |
17
|
18 |
19
|
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27
|
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
Archiwum marzec 2006
W poniedziałek popołudniu przyjechali Niemcy, wieczorem oczywiście chcieli iść do baru, bo bar to ich drugi dom na wymianie ;) we wtorek był dzień wiosny, na lekcjach looz a późńiej było śmieszne przedstawienie :) ogólnie całkiem nieźle mi szła rozmowa z Beatrice, moi rodzice byli zaskoczeni ze juz tyle umiem ;) w kolejnych dniach sie zbytnio nie angażowałam w wymimiane bo oni wyjeżdżali np. do Torunia czy Poznania. Weekend znowu bardziej spedziłam z nimi szczególnie wieczorami. W piątek po szkole byłam biegać, ale średnio mi to wychodziło ;) wieczorem Darek poszedł ze mną i Beatrice do baru, później wpadł Guciu Kuba i Ania, na końcu pojechaliśmy w sześć osób Gucia autem do domu, lekko ciasno nam z tyłu było ;) w sobote rano miałam jazde z takim popieprzonym kolesiem, ale jakoś to przetrwałam. Później miałam sie uczyć, ale oczywiście mi to nie wychodziło :/ Wieczorem znowu do baru tym raz z Darkiem i Leszkiem, bo bardzo chcieli niemiecki poćwiczyć, na początku im sie nawet udawało, ale później moja niemka gdzieś zwiała z innymi (jak sie później okazało poszły na pieszo do Rataj do tawerny) a my z Darkiem i Leszkiem zostaliśmy sami :/ z rozmową po polsku ;) w barze spotkałam Szymona ucieszyłam sie, że go zobaczyłam, niestety za jakiś czas wszystko zepsuła niezrozumiała i przykra dla mnie rozmowa... wracajac do Niemców oczywiście później musiałam jeździć z Guciem i szukać Beatrice, bo troche mi przepadła, a na końcu wyszło tak że była w domu szybciej ode mnie... ;) w niedziele dopołudnia pojechaliśmy do Piły na łyżwy, pierwszy raz jeździłam, ale całkiem ładnie mi to wychodziło :) raz sie przewróciłam z własnej winy, i niestety mam zdjęcie jak leże na lodzie, bo Kasi brat intensywnie robił fotki, ale jak ładnie jeżdże też kilka mam ;) drugi raz mnie wywalił mój tata i to tak ostro dosyć ale jakoś mnie pozbierał :) musze powiedzieć, że on świetnie jeździ na łyżwach - przez te dwadzieścia lat nie zapomniał ;) mi z kolei o wiele łatwiej jeździło sie z kimś za reke, najlepiej z Kasia albo Tomkiem albo obojgiem naraz, bo jakoś fajnie się umieliśmy zgrać :) później byliśmy z moja Niemką w kościele, aż sie zdziwiłam, że chciała iść ;) później podrzuciliśmy Beatrice na spotkanie do szkoły, a Jasiu, który też był w kościele zabrał się od razu z nami do mnie. Coś tam sobie zjedliśmy razem z moimi rodzicami, bo jakoś wszyscy byli głodni, później ja z Jasiem zrobiliśmy sobie sesje zdjęciową :D wieczorem znowu poszliśmy do baru, tym razem tylko z Beatrice i Leszkiem, bo w niedziele wieczorem to już nikt nie chciał iść, oprócz wiary z wymiany ;) śmiechu troche było, bo jeden koleś miał czapke taką prawie policyjną i do tego maske i udawał panią policjantke, łatwo się domyślić którą ;) Niemki znowu robiły sobie malinki, ja podtrzymywałam kontakty polsko-polskie z klasa 2c, którą lepiej poznałam w czasie wymiany, a pod koniec Niemki beczały, że do domu muszą jutro jechać, a najbardziej ryczały jak Tomek poszedł do domu ;) Dzisiaj rano o 7 Niemcy pojechali do domu, a ja wreszcie bede sie normalnie wysypiać, aż do soboty... ;)
sobota rano wstałam około 9 i poszłam do miasta z Darkiem, zapisałam sie na jazde jeszcze na ten sam dzień jakos tak mi sie udało :) i na nastepny tydzień od razu też :) poźniej spotkaliśmy Gucia i Leszka przeszliśmy sie jeszcze kawałek po mieście i zadzowniłam po tate zeby nas do domku podrzucił bo cieżkie siatki z zakupami mieliśmy, później wpadł Jasiu odpisać lekcje i zjedliśmy obiad bo akurat mama zrobiła, posiedzieliśmy jeszcze troche u mnie i pojechaliśmy z rodzicami do miasta, jasiu do domu, ja na jazde a rodzice do Poznania na imieniny :) na jeździe było całkiem ciekawie, instruktor zjechał kolesi za to, że mi na pasy wyszli :D wróciłam do domku i spedziłam czas przy kompie a później pijąc herbatke w miłym towarzystwie... :) w niedziele rano oczywiście nie mogłam dospać jak zawsze, wiec wstałam wczesnie wykąpałam sie, zjadłam coś tam, wpadł Darek troszke sobie pogadaliśmy, następnie zabrałam sie za nauke oczywiście średnio mi to wychodziło, poźniej przyszedł Łukasz po film i zrobił obchód domu po remoncie ;) i pojechałam do Piły najpierw na zakupy, później na msze za babcie (dzisiaj miesiąc jak umarła...) i ostatni raz do ich domu, którego od jutra już nie bedzie, zebrało sie na wspomnienia, zostały tam tylko puste pomieszczenia, wszystko już wyniesione, ostatni raz postałam sobie w oknie wujka pokoju, starałam sie zapamiętać ten widok, ale nie wiem czy to możliwe przy takim wzruszeniu, życie kończy się nagle po prostu, nie wiadomo dlaczego, zostają różne przedmioty, pamiątki i żal, najpierw, że kogoś nie ma, a później, że jeszcze coś chciało by się temu komuś powiedzieć, ale brakowało odwagi, odkładało się to na późńiej... i już się nie zdążyło. Pojechaliśmy na cmentarz i do cioci. Tam troche odpoczęłam, posiedziałam sobie w kuchni popatrzyłam przez okno na pole i las... dostałam jeszcze korale po babci i broszki, i zdjęcia moje jak jestem mała zawinięte w kartke, na której babcia kiedyś napisała "Marysia". Rozwinęłam, pierwsze moje zdjęcie jak mam 3,5 roku na drugiej stronie mama napisała za mnie że to dla nich, bo ja wtedy jeszcze raczej nie umiałam pisać... siedziałam u cioci w pokoju na kanapie oglądałam te zdjęcia i płakałam... gdzies pomiędzy moimi zdjęciami były tez moich rodziców od ślubu i z pierwszych lat po, kiedy miałam jeszcze całkiem normalną rodzinę... wtedy byłam szczęśliwym dzieckiem, a później było coraz gorzej, ciekawe jaka bym teraz była gdyby nie to wszystko... nigdy się tego nie dowiem
bardzo wypełniony czas ostatnio miałam, mieliśmy rekolekcje i ksiądz na nas jakieś egzorcyzmy odprawiał na nastepny dzień nas pokropił wodą nad którą były odmawiane jakieś podlitwy wypędzające złe duchy, dziwnie sie czułam jak to wszystko odprawiał, ale nie były to żadne wielkie przeżycia, mimo, że niektórzy mieli ... poza tą całą oprawą duchową troszke się działo też "zwykłych" rzeczy, Bożena się jakoś odmieniła, taka dobra sie dla mnie zrobiła ;) wpada z truskawkami albo po prostu mi obiadek zrobić jak nie mam, pełna podziwu jestem z tego powodu, ogólnie mam takie pomieszanie w ostatnich dniach, że nie wiem co kiedy było wiec opisze wszytsko chaotycznie... kiedyś tam jakimś tam wieczorkiem byłam w Pile wiadomo z kim (stały skład czyli Gucio i Ania) po Pawła, ale zbyt krótko go znam żeby coś napisać oprócz tego, że ma niesamowite poczucie humoru i jest strasznie wyloozowany :) jakoś dwa dni temu wepchnęłam się na pasy, bo samochód za szybko jechał a wtedy mnie jeszcze bardziej to kusi zdązył sie zatrzymać ide sobie zadowolona a tam za kierownicą pan od gegry :/ mowie sobie no ładnie to jutro jestem pytana i rzeczywiście byłam, ale dobrze sie skończyło :) dzisiaj mieliśmy zielony dzień, który się fajnie udał :) wyjadłam pełno sałatek i mam nieobecność na fizyce, ale mówi się trudno ;) dużo losów sprzedaliśmy, tylko, że później musiałam tachać akwarium do domu i mnie łapki bolały jak doszłam :/ jak wróciłam ze szkoły to od razy natrafiłam na zebranie osiedlowe ;) postałam troszke i pogadałam sobie z wiarą oni już tam godzine stali i zbierało się ich coraz więcej, bo np. taki Dziki wracał ze szkoły od strony lasu :D pod wieczór poszłam sobie na siłownie, bo już dawno nie byłam, nowy sprzęt mają :) skatowałam się strasznie, ale jutro napewno bede się fajnie czuła :) w następnym tygodniu przyjeżdża Niemka z wymiany i bedzie u mnie mieszkała przez tydzień :D a za dwa tygodnie Francuzka, która jest muzułmanką - może być ciekawie :)
wiem, że Ameryki teraz nie odkryłam, ale dziwne jest to życie, jakoś nie moge zrozumieć tego co się dzieje dookoła, niby jakoś normalnie żyje, ale ani chwili nie moge zostać sama, bo od razu za dużo rozmyślam, natłok myśli to mnie niszczy... wyszłam dzisiaj z domu, musiałam iść chodnikiem koło jeziora Strzeleckiego, jak tam teraz smutno, pomyślałam sobie przecież tam się od maleńkości toczyło moje życie, tyle razy tam byłam z różnymi osobami w różnej pogodzie, porach dnia i roku, miejsce do którego zawsze mnie ciągnęło im dłużej mnie tam nie ma tym bardziej chce tam iść, dzisiaj też chciałam, ale troche szaro się na dworze robiło a tam było tak pusto... chyba właśnie tej pustki się bałam, próbuje przed tym uciec ale i tak mnie dopada jak zostaje sama, bezsensowna męczarnia, ból, żal i bezradność... po mej twarzy wolno tak toczy się kolejna łza...
w sobote późno wstałam bo znowu poźno zasnęłam :/ wykapałam sie zrobiłam śniadanko później plakaty na zielony dzień i znowu poszłam spać... obudziałam sie i pojechałam do Budzynia na kolacyjke :) Ania i Łukasz też pojechali tylko ze do siostry Łukasza i wracalismy tez razem. W Budzynia było bardzo fajnie, ale wbrew oczekiwaniom innych znalazłam sobie inne zajęcie... nawięcej czasu spedziłam z małą Małgosią :) i przez to taka wymęczona wróciłam, ale zadowolona :) w niedziele znowu późno wstałam.. ten sam powód bo późno zasnełam. Byłam rano w kościele a później pojechaliśmy do Poznania i Guciu z nami też, czyli była cała ekipa łącznie z babcią, ale starszyzne wywaliliśmy pod kinepolis, zabralismy auto i pojechalismy z Guciem do M1, kupiłam sobie fajną torbe :) dla wujka odtwarzacz mp3 z dyktafonem ;) jakiś mały chłopiec sie zgubił i strasznie płakał i krzyczał "mama" tak mi go żal było już leciałam na ratunek, ale jakaś pani z panem juz sie zainteresowali nim, później pojechaliśmy sobie do Ikei, a jeszcze później po rodziców i babcie do kina. W drodze powrotnej wracalismy przez Murowaną Gośline siedziałam sobie z tyłu na środku opuściłam głowe na półke od bagażnika i obserwowałam piękne niebo pełne gwiazd, do tego jeszcze księżyc i konary drzew... hmmm rozmarzyłam się :) wróciłam do smutnej Chodzieży... znowu szara rzeczywistość jedynie dobre jest to, że od jutra mamy rekolekcje więc bedą loozy :) teraz Paula do Ciebie - to że ktoś uczestniczy w czyimś życiu to jeszcze nic nie znaczy a w tym przypadku absolutnie nic :)